Zaciągasz kredyt hipoteczny w 2020 roku? Co może cię zaskoczyć?

W drugiej połowie 2020 roku, zaciągnięcie kredytu hipotecznego nie jest łatwe. I nie chodzi tu wyłącznie o zdolność kredytową, lecz o parę innych kwestii, które – zresztą całkiem otwarcie – są przypisywane pandemii koronawirusa. Obecne zmiany mogą nas bardzo nieprzyjemnie zaskoczyć i to nie tylko w kontekście samych hipotek, ale też innych form zobowiązań. Pamiętajmy, że utrudnione inwestowanie również niekorzystnie przedkłada się na wzrost gospodarczy. Ale co tam…

Umowy do kosza?

Nie wiadomo ile do końca w tym jest prawdy, ale zaciągnięcie hipoteki (koronawirus?) nie będzie już możliwe w oparciu o dochody z umów o dzieło. Taką strategię wprowadziły banki już od września tego roku i – co gorsza – ich rosnąca liczba przyłącza się do tego projektu. Jeszcze kilka miesięcy temu nie byłoby to do pomyślenia, ale… no cóż, przecież wszystko może się zdarzyć. Oczywiście nie oznacza to, że umowy cywilnoprawne były jakość specjalnie honorowane przez potencjalnych kredytodawców, ale zawsze wnosiły swój wkład do zdolności kredytowej przyszłego kredytobiorcy. Od kilku tygodni większość banków ich nie honoruje.

Czas rozpatrywania hipoteki

Problemem obecnych czasów jest również okres, w trakcie którego bank rozpatruje wniosek o kredyt hipoteczny. Dawniej przyjęło się, że okres ten trwał mniej więcej miesiąc. Zresztą jakiś czas temu obowiązywały specjalne zasady, dotyczące maksymalnego okresu potrzebnego do uruchomienia środków przez bank. Dziś wnioskując o hipotekę, można usłyszeć, że… okres ten w praktyce wydłużył się do dwóch miesięcy. Tym samym pozyskanie środków na wybraną inwestycję będzie jeszcze bardziej czasochłonne i – być może – sama transakcja będzie utrudniona. Mówiąc prościej – zbywcy coraz bardziej będą honorować klientów gotówkowych.

Inflacja rośnie…

Obecna sytuacja może i nie byłaby taka groźna, gdyby nie inflacja, z jaką nasz rynek ma obecnie do czynienia. W przeciwieństwie do aktualnych stóp procentowych, jej wartość jest bardzo wysoka i przekroczyła 4 procent. Oznacza to, że każdego roku osoba posiadająca 100 tysięcy wkładu własnego, będzie tracić około 4 tysiące złotych. Nic więc dziwnego, że obecna sytuacja pandemiczna wywołuje szereg obaw u osób, które uzbierały nieco więcej oszczędności. Czy uzyskane w ten sposób oszczędności da się zrekompensować? Otóż nie – ponieważ inwestycyjne ceny nieruchomości powoli, acz systematycznie rosną. Co więc zrobić z pieniędzmi, które już nie zarabiają same na siebie i których – de facto – nie da się wydać na zakup nieruchomości?

Kilka słów podsumowania

Obecna sytuacja wcale nie należy do najłatwiejszych. To też fakt! Jednak wylewanie dziecka z kąpielą jest w tym przypadku niewskazane. Zwłaszcza, że po ustaniu pandemii, która według niektórych lekarzy zacznie wygasać pod koniec przyszłego roku, mówiąc kolokwialnie – nie będzie czego zbierać. A jeśli nawet będzie, to przez długie lata trzeba będzie odbudowywać poziom, do którego dotarliśmy obecnie.